W lipcu 1655 roku, a więc na 6 lat przed końcem rozejmu, wojska szwedzkie wznowiły działania zbrojne przeciwko Rzeczypospolitej. Mijały kolejne tygodnie i miesiące tzw. II wojny północnej. W między czasie skapitulowało pod Ujściem 17 lipca 1655 roku pospolite ruszenie szlachty, później niebroniona Warszawa. Przed Karolem Gustawem ukorzył się zdrajca Janusz Radziwiłł, który poddał im Litwę. Szwedzi nadal rośli w posiadanie i rozprzestrzeniali się w Rzeczpospolitej. Zdobywali sojuszników w osobach bogatej szlachty, magnatów oraz, jak się okazuje, również w postaci kleru, zwłaszcza na Litwie. Owe rozprzestrzenianie się wojsk szwedzkich nie szło jednak tak łatwo i gładko, jakby to się mogło wydawać. Nie wszystko jednak szło gładko i sprawnie. Szwedzi postanowili zawrzeć szerszą koalicję przeciwko Rzeczpospolitej. Zaprosili do współpracy Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna, Jerzego II Rakoczego, Bogusława Radziwiłła i Bohdana Chmielnickiego. Strony podpisały 6 grudnia 1656 roku Traktat w Radnot – pierwszy tego typu akt, dzielący wszystkie ziemie Rzeczpospolitej między jej wrogów.
Potop szwedzki – stan działań wojennych w 1656 roku
Nie można zapominać o tym, że wojna rządzi się własnymi prawami i, jak to zwykł mawiać Stefan Czarniecki, „dzieci nie rodzi”. Wręcz przeciwnie przynosi ofiary i straty. Armia szwedzka, wysłana do Rzeczypospolitej, aby się wyżywić i móc przetrwać, nie miała środków na zakup zaopatrzenia. Była zmuszona do odbierania płodów rolnych polskim chłopom. Naturalnie dochodziło wtedy do spięć, a przy tym do łupieży, gwałtów, nakładania kontrybucji i rozlewu krwi.
Samowola soldateski, nie respektującej nawet glejtów, wydawanych przez własne dowództwo, sięgała zenitu. Profanacja kościołów oraz natrząsanie się z uczuć religijnych katolickiej większości społeczeństwa polskiego dodatkowo wzmagały coraz powszechniejsze nastroje buntu i nienawiści. Dają o tym znać wszelkie wystąpienia chłopskie w Wielkopolsce, na Podhalu, Mazowszu, które szybko poczęły wykruszać oddziały szwedzkie. Do buntu zaczęła się przyłączać również szlachta, oburzona na Karola X za to, że i on i jego armia nie spełniali swych zobowiązań, według których Szwedzi mieli nie ruszać majątków szlacheckich.
Należy pamiętać, że nie wszystkie polskie oddziały zostały rozbrojone, a ich dowódcy starali się walczyć z wrogiem i w większości pozostali wierni Janowi Kazimierzowi, który zmuszony został salwować się ucieczką na Śląsk. Wspólnie z resztą szlachty niezadowolonej z postępowania Szwedów wypowiedzieli Karolowi X Gustawowi posłuszeństwo, poprzez ogłoszenie aktu konfederacji w Tyszowcach 29 XII 1655 roku. Impulsem do jej zawiązania była napaść i obrona twierdzy Jasna Góra przed Szwedami, „podnoszącymi swą świętokradczą rękę na to miejsce najznaczniejsze nie tylko Rzeczypospolitej, ale i Orbi Christiano (światu chrześcijańskiemu)”1. Konfederaci zwrócili koronę Rzeczypospolitej Janowi Kazimierzowi, ponownie przyrzekając mu wierność.
Karol X Gustaw zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, w której znalazła się rozproszona armia szwedzka. Już w styczniu 1656 zawarł z Księciem Pruskim sojusz zaczepny. Wojska brandenburskie wspierały Szwedów w nieudanej kampanii roku 1656, która pociągnęła za sobą dalsze straty w ludziach i sprzęcie. Priorytetem w polityce króla szwedzkiego stało się dążenie do zacieśnienia dawnych sojuszy, a także poszukiwania nowych partnerów przeciwko Rzeczypospolitej. Jednym z nich, a jednocześnie najbardziej strategicznym stał się Jerzy II Rakoczy, książę Siedmiogrodu.
Podział Rzeczpospolitej – geneza zdradzieckich planów
Pomysł podzielenia Rzeczypospolitej powstał zapewne w głowach szwedzkich polityków już pod koniec 1655 roku. Szwecja chciała zagarnąć ziemie polskie po linię Noteci, Warty, Bugu i Niemna, rozważano także możliwość zatrzymania części Małopolski.
Tymczasem Jerzy II Rakoczy zmierzał początkowo do pozyskania pomocy Karola Gustawa przeciwko Ferdynandowi III, cesarzowi. Wcześniej już, bo od połowy września 1655 roku miał on też gotowy układ z Bohdanem Chmielnickim, o rozgraniczeniu przyszłych zaborów siedmiogrodzkich i ukraińskich. Tym śmielej mógł prowadzić rozmowy przetargowe z królem szwedzkim. Pertraktacje siedmiogrodzko-szwedzkie stały się formalnym punktem wyjścia traktatu podziałowego Rzeczypospolitej w Radnot, na Węgrzech. Został on podpisany 6 grudnia 1656 roku. Jego sygnatariuszami byli: Szwecja, Brandenburgia, Siedmiogród, Bohdan Chmielnicki oraz Bogusław Radziwiłł. Pięciu sojuszników rozdzierało pasy z „purpurowej szaty królestwa”, jak opisywał Henryk Sienkiewicz Rzeczpospolitą. Szwecja sięgała po Kujawy, Prusy, część Mazowsza, Żmudź, cztery powiaty litewskie, Inflanty i lenno Kurlandii. Elektor brandenburski miał wziąć województwa poznańskie, kaliskie, łęczyckie i sieradzkie wraz z Wieluniem. Bogusław Radziwiłł, trzeci niedoszły zaborca – województwo nowogrodzkie z zachowaniem wszystkich własnych dóbr, Chmielnicki – Ukrainę, Rakoczy natomiast zagarnąć miał całą resztę Rzeczpospolitej.
Wojna z koalicją z Radnot
Walki rozpoczął Jerzy Rakoczy II, wraz z Kozakami napadając na Polskę, grabiąc, paląc i niszcząc. W kwietniu połączył się z armią szwedzką, razem podjęli pościg za Czarnieckim. Wkrótce jednak Karol X Gustaw opuścił Polskę, oddając dowództwo swym generałom. Do Polski zaczęły napływać posiłki z sojuszniczej Austrii, zaś Lubomirski najechał na Siedmiogród, zmuszając przeciwnika do wycofania głównych sił w celu obrony jego kraju. Rakoczy przegrał jednak bitwę pod Magierowem, a następnie, wskutek niechęci Kozaków do walki, także pod Czarnym Ostrowem (22 lipca 1657). Po tej klęsce musiał podpisać kapitulację – stało się to następnego dnia pod Międzyborzem. Warunki były oczywiście korzystne dla Polski – Rakoczy zerwał sojusz ze Szwecją, opuścił okupowane przez siebie Kraków i Brześć Litewski i zobowiązał się zapłacić kilka milionów złotych kontrybucji i reparacji wojennych. Po powrocie do Siedmiogrodu stracił jednak władzę i nigdy nie miał już wziąć udziału w walkach przeciwko Rzeczypospolitej. W ten właśnie sposób wyeliminowane zostało jedno z ogniw koalicji.
W międzyczasie, w czerwcu, Dania wypowiedziała wojnę Szwecji, zaniepokojona wzmocnieniem państwa Karola X Gustawa i możliwością utraty ważnego partnera handlowego, czyli Gdańska. Szwedzi przenieśli część floty i jednostek lądowych na drugi teatr wojny. Tym samym zmalał trochę nacisk wywierany na Polskę.
Wkrótce, bo 6 sierpnia, zmarł Bogdan Chmielnicki. Był on jednym z niewielu już w tym okresie zwolenników wojny z Rosją. Następcą Chmielnickiego na czas dorastania jego syna został hetman Jan Wyhowski, który optował za pokojem z Polakami, jedynym rozsądnym wyjściem. Sojusz ze Szwedami nie miał już sensu, bo Rzeczpospolita opierała się bardzo mocno i nic nie wskazywało na to, aby ten stan rzeczy miał się zmienić. Z kolei Rosjanie byli zbyt zaborczy i chcieliby uczynić z Ukrainy swój protektorat.
25 sierpnia Szwedzi poddali się Polakom w Krakowie. W międzyczasie wojska brandenburskie wycofały się z Wielkopolski, na mocy zawieszenia broni. Z dawnych sygnatariuszy układu w Radnot już tylko Szwecja brała aktywny udział w walce z Rzeczpospolitą. Niewiele później podpisano traktaty w Welawie i Bydgoszczy, odpowiednio 19 września oraz 6 listopada. Dzięki nim elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm odszedł od sojuszu ze Szwecją, co jeszcze bardziej osłabiło tą ostatnią. Polska niestety zapłaciła za ten pokój wysoką cenę, gdyż Prusy Książęce uniezależniły się wreszcie od Polski.
W dalszych miesiącach Polska prowadziła walki, głównie partyzanckie, przeciwko pozostałej jeszcze na placu boju Szwecji. Ta z kolei musiała się borykać z sojusznikami Rzeczypospolitej, Austrią i Danią.
Warto zaznaczyć, że w lutym 1658 roku Jan Kazimierz, zdając sobie sprawę z niedoskonałości systemu politycznego Rzeczypospolitej, zaproponował reformę parlamentu, pragnąc zamiast liberum veto wprowadzić głosowanie w trybie większościowym, stworzyć stałą radę senatorów jak również stałe podatki. Czas wojny i zniszczeń był najlepszym momentem, aby wprowadzić reformy, gdyż wówczas szlachta nie miała żadnych argumentów przeciwko. Jednakże, królewskie propozycje zostały zawieszone, ostatecznie odrzucone, po wojnie na sejmie w 1661.
8 marca Szwecja i Dania zawarły w Roskilde traktat pokojowy, jednak to ci pierwsi narzucili większość warunków. Po długich negocjacjach, łagodzonych przez przychylną Szwedom dyplomację francuską podpisano 3 maja 1660 roku pokój w Oliwie koło Gdańska, na mocy którego Jan Kazimierz zrzekał się praw do sukcesji na tronie szwedzkim, a także potwierdzono zrzeczenie się Inflant na rzecz Szwedów. Ci ostatni zobowiązali się do przestrzegania wolności handlu na Bałtyku oraz do zwrotu (czego później nie dopełnili) zrabowanych archiwów i bibliotek.
Skutki spełnienia postanowień traktatu z Radnot – analiza alternatywnej historii
Traktat w Radnot nie doczekał się pełnej realizacji. Planom jego sygnatariuszów stawiło opór polskie społeczeństwo, począwszy od szlachty, a skończywszy na chłopach i mieszczanach. Przeciwnymi mu były również Austria i Dania. Państwa te obawiały się nadmiernego wzrostu znaczenia swoich geopolitycznych wrogów, odpowiednio Siedmiogrodu i Szwecji. Nie należy wątpić, że w razie podziału Rzeczypospolitej, nie przedsiębrałyby żadnych działań w celu przywrócenia dawnej równowagi sił. Z cichą aprobatą spotkali się sojusznicy w Turcji i w Moskwie. Zarówno w interesie sułtana jak i cara nie było rozpoczynanie nowej wojny. Woleli oni zająć pozycję wyczekującą, aby w razie sprzyjających okoliczności móc zainterweniować. Państwa Europy zachodniej były ustosunkowane do konfliktu neutralnie.
Jednakże dalsza wojna na terenie Rzeczpospolitej i blokada miasta Gdańska, nie były w interesie ich społeczeństw (szczególnie Anglii), które żywiły się chlebem z polskiej mąki. Francja, która sprzyjała Szwedom, a przede wszystkim odwiecznym wrogom Austriaków – Siedmiogrodzianom – cicho popierała działania koalicji. Nie należy jednak sądzić, że w razie podziału Rzeczypospolitej i zmiany układu sił w Europie Środkowej, rychło wybuchłby kolejny konflikt ogólnoeuropejski. Pamięć o stratach w zakończonej niedawno wojnie trzydziestoletniej była na tyle żywa, że zmuszała mocarstwa zachodnie do ostrożności.
Warto się zastanowić nad tym, jakie inne reakcje przyniósłby rozbiór Rzeczypospolitej. Niewątpliwie, gdyby wrogie armie rzeczywiście zagrabiły podzielone wcześniej ziemie, pokonując wojska Rzeczypospolitej, prawie pewne jest, że szlachta wznieciłaby powstanie. Przecież już wcześniej zawiązała się patriotyczna szlachecka konfederacja w Tyszowcach, zakładająca walkę ze Szwedami, w obronie ojczyzny. Odebranie wolności szlacheckich nie pozostałoby bez odzewu ze strony braci szlacheckiej, która była szczególnie przywiązana do swoich swobód. Drugim równie ważnym motywem walki byłaby obrona wiary katolickiej. Przecież kraj zbudził się do niej właśnie po bohaterskiej obronie Jasnej Góry. Szwedzi profanowali i niszczyli kościoły, wywozili wszelkie znajdujące się w nich kosztowności. Szlachta, oburzona zachowaniem luteran na pewno podjęłaby walkę. Walka w obronie wiary byłaby zatem kolejnym czynnikiem, który by zdeterminował i zorganizował szlachtę. Najpierw małe grupki, później większe oddziały podjęłyby się walki z najeźdźcą. Gdyby znalazł się jakiś autorytet, który zorganizowałby szlachtę i poprowadził ją do walki, szanse na powodzenie powstania byłyby bardzo duże. Jednym z takich wodzów mógłby być hetman polny koronny Jerzy Lubomirski. Jego zasłużone w potyczkach imię było sławne w całej Rzeczpospolitej.
Drugą ważną w tych czasach postacią był Stefan Czarniecki. Wielki patriota jako pierwszy zorganizował partyzanckie oddziały w pierwszych miesiącach „potopu”. Mistrz małych potyczek, walcząc sukcesywnie między innymi pod Warką, tchnął ducha walki w cały naród. Jeśliby sprzymierzone wrogie wojska opanowały cały kraj, on świetnie nadawałby się do dowodzenia oddziałami powstańczymi i prowadzenia tak zwanej „wojny szarpanej”, której walory potrafił efektywnie wykorzystać. Choć kraj byłby rozdzielony nowymi granicami, pilnowanymi przez zwycięskie wojska, siła narodu byłaby wystarczająca, żeby wypędzić zaborców. Potrzeba byłoby kogoś pokroju późniejszego Kościuszki, który objąłby kontrolę nad niezdyscyplinowaną bracią szlachecką i poprowadził naród do zwycięstwa. Bez wątpienia odniesienie wiktorii nie byłoby sprawą łatwą, gdyby nie wsparliby rebelii chłopi. Nie należy się spodziewać, że mieliby oni chęć do walki o powrót do dawnego stanu rzeczy. Szlachta, zarówno przed jak i po „potopie szwedzkim” wykorzystywała bowiem kmieci, nakładając na nich wysokie pańszczyzny. Jedynie zwolnienie ich z tych krępujących więzów i zapewnienie jakichś swobód mogłoby dać pozytywny rezultat. Jednak z dobrą wolą byłby u dużej części szlachty kłopot. Przecież nawet w dobie zupełnego upadku Rzeczypospolitej pod koniec XVIII wieku, zacietrzewieni panowie szlachta nie potrafili bądź nie chcieli dostrzec potrzeby zaangażowania chłopów w walce o niepodległość ojczyzny. Również i chłopi nie rozumieli roli, jaką odgrywali w dziesięciomilionowym społeczeństwie. Poza tym, gdyby nowi władcy podjęli nieco łagodniejszą linię polityki wobec kmieci, to bardzo prawdopodobne, że szanse na ewentualny ich udział w walce zostałyby przekreślone.
Niewątpliwie, gdyby ów tragiczny scenariusz miał miejsce, wiele rzeczy uległoby zmianie. Każda ze stron, podpisująch traktat, miała odmienne zarówno obyczaje i kulturę, jak i porządek prawny. To co było normą w Rzeczpospolitej, a ograniczałoby absolutyzm nowych władców, zostałoby zapewne odsunięte. Jednakże żaden z zaborców nie pozwoliłby sobie na likwidację dawnego aparatu państwowego, chociażby ze względów praktycznych. W istniejących strukturach wystarczyłoby jedynie umieścić zaufanych i wiernych sobie ludzi. Zmiany zbyt gwałtowne mogłyby wywoływać niezadowolenie, a z czasem bunt. To samo tyczy się obszaru kultury i religii. Z racji tego, że większość społeczeństwa tworzyły masy chłopskie, w których to szeregach wiara i tradycja były silnie zakorzenione, wynarodowienie trzebaby przeprowadzać umiejętnie. Zaborcy musieliby podjąć się współpracy z Kościołem polskim, z czym byłoby raczej trudno. Bowiem Kościół w trudnych dla narodu czasach pozostawał ostoją polskości, tradycji i wiary. To od niego płynęły nierzadko impulsy, które powodowały patriotyczne manifestacje i działania. Widać to było na przykładzie podziału Rzeczypospolitej 150 lat później. Zaborcom bardzo trudno byłoby więc uzyskać pełen wpływ na Kościół polski, który nie chciałby z nimi współpracować.
Nieudolne wprowadzenie postanowień rozbiorowych
Mimo usilnych starań sojuszników, postanowienia traktatu w Radnot nie weszły nigdy w życie. Na przeszkodzie ich realizacji stanęło wiele czynników. Jednym z nich było osłabienie i brak zgrania dowództwa przeciwnika, co w rezultacie umożliwiło Polakom pokonać rozproszone siły nieprzyjacielskie. Mimo że Szwedzi dysponowali sporą armią i biorąc pod uwagę początkową uległość Polaków i pozwolenie im na wejście głęboko do Polski, nie udało im się zagarnąć całej Polski. Wrogowie nigdy nie zdobyli potężnie umocnionych twierdz Gdańska, Lwowa i Zamościa, których opanowanie było strategicznym priorytetem dla przyszłego zaborcy. W armii szwedzkiej podczas ataku na Polskę nie panowała odpowiednia, wojskowa dyscyplina, nikt z oficerów nie przejmował się rabowaniem na masową skalę dokonywanym przez zwykłych szeregowców. Oczywiście, ponieważ nikt nie zwracał lub nie chciał zwracać na to uwagi, bardzo szybko takie akty stały się dla szeregowców czymś na porządku dziennym. Warto uświadomić, że żołnierze w cywilu byli po prostu wieśniakami, górnikami czy drwalami i nie mieli rycerskiego poszanowania dla honoru i zasad moralnych. Bieda i ciężka praca jakie pamiętali sprzed wojny wywołały w nich pragnienie zdobycia wielkich łupów, które szybko przeważyło nad pojęciem honorowej wojny.
Szwedzi, nie trzymani w ryzach, masowo rekwirowali chłopom polskim plony i inwentarz, stawiając ich w trudnej sytuacji. Co gorsza, wkrótce potem rozpoczęła się wielka wywózka dóbr kulturalnych. Z katedry na Wawelu wywieziono wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, nawet naczynia liturgiczne. Przez Bałtyk zdołano wysłać tony archiwów, ksiąg, dzieł sztuki. O ile Polacy mogliby zrozumieć fakt, że armia szwedzka musiała się przecież jakoś utrzymywać i rekwirować pożywienie aby przeżyć, to nie mogli się już pogodzić z utratą tych właśnie dóbr kulturalnych, które były częścią ich tożsamości narodowej. Dodatkowo przeciwnicy nałożyli na nich gigantyczne kontrybucje.
Plan zainicjowany przez Karola X Gustawa był pierwszym traktatem rozbiorowym w historii, „bezprzykładnym jeszcze w dziejach Europy. Stał się na przyszłość wzorem wszsytkich rozbiorów, jak zresztą w ogóle Karol Gustaw pod wieloma względami był pierwowzorem Wielkiego Fryderyka, a jego dzielni i drapieżni poddani – poprzednikami Prusaków”[2]. Jednakże nie miał szans na powodzenie, wobec oporu polskiej opinii publicznej. Zachowanie Szwedów w oczywisty dla każdego sposób różniło się od tego, co przecież zadeklarowali. Nikt nie oczekiwał łupienia Polski w taki sposób i łamania postanowień układów. Podobnych spustoszeń dopuścili się później Siedmiogrodzianie. W swoim przemarszu dotarli aż na Mazowsze i Litwę. Większość Polaków stwierdziła, że okupacja stała się zbyt uciążliwa i że dalsze bierne czekanie może przynieść tylko głębsze straty materialne. Szczególnie dotyczyło to chłopstwa, którego nikt przecież nie bronił przed rekwizycjami i brutalnością Szwedów.
Akty profanacji kościołów przelały czarę goryczy, doszło do buntów całego społeczeństwa i do rozpoczęcia walk partyzanckich, które zmusiły nieprzyjaciela do rozproszenia i osłabienia sił. Wojnę podjazdową prowadziły zresztą nie tylko zaimprowizowane jednostki, ale także regularne oddziały polsko-litewskie, wspierane przez sojuszniczych Tatarów. Polacy, z niewielką pomocą Austrii, zdołali wyprzeć z Rzeczypospolitej najpierw Szwedów, potem Siedmiogrodzian. Za cenę utraty zwierzchnictwa nad Prusami Książęcymi, zjednano sobie Brandenburgię. W tych warunkach plany rozbioru były już zaprzepaszczone. Naród polski osiągnął pełne zwycięstwo, okupione jednak dużymi stratami demograficznymi, ekonomicznymi i politycznymi. Natomiast potencjał państw koalicji okazał się nie być na tyle duży, aby opanować Rzeczpospolitą, której zmierzch co prawda nadchodził, ale która nadal była mocarstwem.
Przypisy
1 Zbigniew Wójcik – „Jan Kazimierz Waza”, Wrocław 2004, ISBN 83-04-04717-9, str. 133
[2] Konopczyński Władysław – „Dzieje Polski nowożytnej”, Warszawa 1996, ISBN 83-211-0730-3, str. 425