Oryginał Uniwersału Połanieckiego

Uniwersał Połaniecki z dnia 7 maja 1794 – szansą na niepodległość?

W 336. rocznicę bitwy pod Wiedniem, chcielibyśmy zacząć nasz cykl historyczny. Zaczniemy od artykułu o pięknym, aczkolwiek mało realistycznym i brzemiennym w skutkach Uniwersale Połanieckim z dnia 7 maja 1794 roku. Aby móc jak najlepiej zrozumieć ten dokument, trzeba przeanalizować i poznać ogólną sytuację polityczną i strategiczną Rzeczypospolitej w tamtym czasie. Niemożliwe jest bowiem ogarnięcie umysłem istoty tego wezwania w oderwaniu od rzeczywistości historycznej.

Preply - banner

Nadchodzący schyłek Rzeczpospolitej

Lata siedemdziesiąte osiemnastego wieku. Sytuacja międzynarodowa Polski jest opłakanym stanie. Do osłabienia pozycji Rzeczypospolitej przyczynia się w znacznej mierze porażka konfederacji barskiej. W 1772 państwa ościenne dokonują I rozbioru ziem polskich. W jego wyniku tracimy dostęp do morza, a co za tym idzie ważne źródło pieniędzy, jak również dobrze rozwinięte obszary u południowych granic oraz ogromne połacie ziemi na północnym wschodzie. Wydaje się, że pomimo klęsk dojdzie w końcu do rozłamu pomiędzy zaborcami lub też do wojny europejskiej, co będzie w stanie ocalić naszą ojczyznę. Caryca Katarzyna daje królowi Augustowi Poniatowskiemu większą niż dotąd swobodę, pokładając w nim zaufanie. Władczyni Rosji ma w tym czasie kłopoty z Turkami i jej uwaga zostaje odciągnięta od sprawy polskiej. Rzeczpospolita wykorzystuje tę niezwykłą okazję i proklamuje w 1791 roku Konstytucję 3 Maja, która jest zresztą pierwszym takim dokumentem w Europie.

Konstytucja ma szansę zaprowadzić liczne zmiany i stanowi pierwszy krok na drodze naprawy i unowocześnienia państwa polskiego. Oczywiście nie może pozostać niezauważona, wręcz przeciwnie, w krajach Europy wywołuje podziw, a nawet przerażenie, z powodu swojej nowoczesności. Bardzo szybko wojska rosyjskie wkraczają na nasze terytorium, zaczyna się wojna w obronie konstytucji, niestety przegrana. Dochodzi do drugiego rozbioru Polski, w wyniku którego tracimy szereg innych terytoriów i zostajemy już prawie całkowicie podporządkowani naszym wrogom.

Wybuch insurekcji kościuszkowskiej

W tym momencie podjęta została decyzja o rozpoczęciu powstania narodowego, które miało stać się naszą ostatnią szansą. Można śmiało powiedzieć, że właściwie z militarnego punktu widzenia powstanie od samego początku nie miało większych szans na powodzenie, gdyż zbyt duża była dysproporcja sił pomiędzy walczącymi – Rosję wsparły dodatkowo Prusy. Impulsem do rozpoczęcia Insurekcji Kościuszkowskiej staje się odmowa generała Antoniego Madalińskiego rozwiązania dowodzonej przez siebie I Wielkopolskiej Brygady Kawalerii Narodowej, na czele której wyruszają spod Ostrołęki w kierunku Krakowa. W tym samym czasie do stolicy Małopolski zdąża gen. Tadeusz Kościuszko, zasłużony w walce o niepodległość Stanów Zjednoczonych i w wojnie 1792. 24 marca odczytany zostaje publicznie akt powstania obywateli województwa krakowskiego, co daje początek kolejnym takim manifestom w innych prowincjach.

Problemy powstańców

Odczuwany jest chroniczny brak sprzętu wojskowego, artylerii i amunicji a także wszelkiego innego wyposażenia wojskowego. Co prawda Polakom udaje się odnieść zwycięstwo pod Racławicami (4 kwietnia 1794), ale jest to raczej sukces taktyczny niż strategiczny, liczy się natomiast jego aspekt moralny, przekonują się bowiem, że istnieje realna możliwość pokonania Rosjan. Niestety, nie zmienia to wymowy przewagi liczebnej i jakościowej wojsk nieprzyjaciela, które wprawdzie mają niższe morale, ale stanowią regularną i obficie wyposażoną armię. Rosjanie gromadzą coraz większe siły szykując się do kontrataku, gdy tymczasem przywódca powstania, Tadeusz Kościuszko, postanawia wydać nowy akt prawny. W ten sposób, w dniu 7 maja 1794 roku w obozie wojsk polskich w okolicy miasta Połaniec rodzi się Uniwersał Połaniecki.

Memorandum uniwersalnego dokumentu z Połańca

Oryginał Uniwersału Połanieckiego
Treść Uniwersału

Dokument ten, wydany przez Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej gen. Tadeusza Kościuszkę był pierwszym i zarazem ostatnim takim aktem prawnym Rzeczypospolitej. Jest on poleceniem dla Komisji Porządkowych „wszystkich ziem i powiatów”, a przede wszystkim odezwą do szlachty i chłopów, czyli tych grup społeczeństwa, od których tak na prawdę najbardziej zależała przyszłość kraju. Na początku Uniwersału Kościuszko zwraca uwagę czytelników na niebezpieczeństwo jakie kryje się za stanem letargu, w którym znalazło się polskie społeczeństwo. Następnie z dumą i przestrogą wzywa cały naród do pełnej mobilizacji w duchu idei „Wolność, Całość, Niepodległość”, które to wartości uznaje za nieodłączny element towarzyszący walce ze zdradzieckim intrygantem – Caratem. Kościuszko ubolewa nad tym, że szlachta tak „srogo obchodzi się” z ludem, co daje pole do działania nieprzyjacielowi, który już „ubiera w swoje mundury” zaskoczonych, zupełnie nieprzygotowanych do obrony ludzi. Przeto zaleca Naczelnik, by chłopom, którzy bronią kraju, ulżyć w „pańszczyźnie i zapewnić opiekę rządową, bezpieczeństwo własności i sprawiedliwość”.

Ciekawe jest, że uniwersał wydano formalnie w imieniu rządu Rzeczypospolitej Obojga Narodów w oparciu o jej konstytucję, chociaż trwało powstanie, którym przewodził Kościuszko. Rada Najwyższa Narodowa utworzona została dopiero 28 maja.

Jeśli rozpatrzeć po kolei wszystkie te postanowienia i punkty, okazuje się, że Uniwersał Połaniecki mógł mieć przełomowe, lecz nie natychmiastowe znaczenie dla losów Rzeczpospolitej. Chłopstwo, ze stanu wyraźnie podrzędnego w stosunku do szlachty znacznie poprawiło swoje rokowania i stało się już niemal równe wobec prawa ze szlachtą. W sumie przyznanie wolności osobistej było już bardzo postępową reformą. Do tego dochodziło zmniejszenie na czas insurekcji wymiaru pańszczyzny, które miało także niebagatelny wymiar, bo dało chłopom większą swobodę i umożliwiło im zajmowanie się w większym stopniu własnymi sprawami zamiast dotychczasowej ciężkiej harówki na korzyść szlachcica. Zawieszenie pańszczyzny nie było wcale tak bezsensowne i oczywiste, jaki się może z pozoru wydawać. W tamtej epoce, jeśli chłop z jakiegokolwiek powodu nie był w stanie odrobić pańszczyzny w określonym czasie, odrobić ją musiała jego rodzina.

Duża część szlachty nie dbała o to, kto będzie wykonywał pańszczyznę, nieważne były dla niej nawet wojny, pragnęła tylko jej wykonania i nie zamierzała ponosić strat z powodów zewnętrznych i politycznych, nawet jeśli chłop mógł wesprzeć armię Rzeczpospolitej i bardziej się jej przysłużyć niż gdyby dalej pracował w polu. Tak więc wprowadzenie tego przepisu sprawiło, że chłopi mieli znacznie mniejsze obawy przed wyruszeniem do walki, nie musieli się bowiem obawiać, że w trakcie ich nieobecności stanie się coś złego. W dalszej perspektywie, czego obawiała się szlachta, zanosiło się na zniesienie poddaństwa chłopów, od wieków stanowiące poważny, lecz celowo niedostrzegany problem społeczny. Ważnym krokiem było również wprowadzenie urzędu dozorcy, który mógłby sprawnie nadzorować przestrzeganie przez dziedziców uchwalonego prawa.

Punkt 12-sty Uniwersału Połanieckiego – wspólny narodowy zryw

Omawiając ogólną wymowę Uniwersału Połanieckiego nie można zapomnieć o punkcie 12-tym dokumentu. Jasno określa on nastawienie Kościuszki do powstania i tego jaki powinno mieć charakter. Nie pragnął on krwawego, choć masowego ruchu, który przypłacono by skłóceniem społeczeństwa, tak jak to miało miejsce we Francji. Wydając Uniwersał myślał co prawda o wielkim powstaniu, lecz narodowym, w którym masowo uczestniczyłyby oprócz chłopów, również i inne warstwy społeczne. Żeby jednak Uniwersał mógł zostać zrealizowany, potrzeba było ogólnego przyzwolenia szlachty. Ta jednak w tym przypadku zachowała się bardzo egoistycznie, nie kłopotała się za bardzo przyszłością państwa. Oczywiście, armia powstańcza oraz jej dowództwo składała się w dużym stopniu z „herbowych”, o których Kościuszko myślał jako o przyszłej kadrze oficerskiej. Jednak większa część szlachty nie dość, że nie pozwalała chłopom na dołączenie do armii, to także odcinała ich od wszelkich informacji na jej temat. Zdarzały się także nieliczne, lecz jakże niechlubne przypadki, kiedy to ziemianie przyjeżdżali odebrać swoich „pańszczyźnianych”. O skali zjawiska świadczą kolejne odezwy wydawane przez Kościuszkę przeciwko uciskowi włościan (z 23 maja) oraz o względy dla bohaterskiego kosyniera spod Racławic, Wojciecha Bartosza Głowackiego.

Szanse powodzenia insurekcji

Realistycznie rzecz ujmując powstanie miało małe szanse na sukces. Jednak armia polska była na tyle dobrze wyszkolona, że w umiejętnościach znacznie przewyższała Rosjan. To natomiast wystarczało, aby przy odrobinie szczęścia pokonać przeważające siły wroga. Nie udało się jednak podtrzymać dobre passy. Poważne niedociągnięcia w wywiadzie doprowadziły do sromotnych porażek. Dobitnym przykładem służy tu chociażby bitwa pod Szczekocinami (6 czerwca), podczas której Kościuszko nie spodziewawszy się obecności armii pruskiej, został niemile zaskoczony walką zarówno z Rosjanami, jak i z Prusakami. Właściwie tylko to, że nigdy nie tracił wiary w zwycięstwo, pomagało mu pozostać przy zdrowych zmysłach. Zresztą nie tylko jemu, lecz całej armii, która choć ponosiła porażki, pozostała wierna Naczelnikowi. Mimo zapału i dobrych chęci, kilkanaście tysięcy ludzi operacyjnej siły zbrojnej nie było w stanie zdziałać cudu, to znaczy zagwarantować bezpieczeństwa państwowości Rzeczypospolitej. Potrzeba było znacznie potężniejszej siły, którą można było pozyskać jedynie z warstwy chłopskiej. Tylko pełna mobilizacja mogła przynieść pożądany efekt, podnieść liczbę rekruta do ponad 100 tysięcy i przerodzić wiarę w czyn. Tej jednak zabrakło. Być może społeczeństwo polskie nie dorosło jeszcze wówczas do podjęcia współpracy na zasadzie równomiernego poświęcenia. Zresztą trudno doszukiwać się zadowalająco mocno zakorzenionej świadomości narodowej nawet w późniejszych powstaniach „narodowych”.

Załóżmy jednak, że ówczesna szlachta, częściowo wyznająca idee oświecenia wykazałaby się patriotyzmem i przyzwoliłaby chłopom na udział w walce. Samo zmniejszenie obowiązków nie wystarczało bowiem do poprawy sytuacji. Jedynie znacznie powiększona armia była w stanie zmienić sytuację powstania. Jednak wtedy tylko, gdy fortuna pozostawałaby po naszej stronie. Trzeba bowiem pamiętać, że w dużej armii polskiej, opartej na bazie chłopskiej, choć walecznej dyscyplina była bardzo mała i trudna do utrzymania Na nic lepszego nie można było sobie jednak pozwolić ze względów praktycznych. Możliwe także, że chłopi po jednej potyczce rozeszliby się do domów, myśląc, że to koniec całej wojny. Również wartość bojowa oddziałów złożonych z kosynierów była niewielka. Czasami wystarczył moment załamania, a chłopi uciekając gubili własne sukmany. Oczywiście, w jakimś stopniu to właśnie chłopi przyczynili się do wygranej pod Racławicami, na dłuższą jednak metę ludzie ci byli niestabilni, a ich więź z państwem, które przez tyle wieków skazywało ich na niewolnictwo, była bardzo mała. Większość chłopów nie umiało czytać ani nie potrafiło obchodzić się bronią. W przeciwieństwie bowiem do szlachty, przyzwyczajonej do wymachiwania szablą, chłopi walczyli kosami postawionymi na sztorc. Inna sprawa, że broni było po prostu brak. Mimo wad włościanie mieli też swoje zalety. Bardzo łatwo było nimi manipulować i wzbudzać zapał. Toteż, gdyby w odpowiednim momencie rozwścieczone masy chłopskie, z całą furią oraz namiętnością uderzyły na wroga, to być może i odniosłyby decydujący sukces.

Na zwiększenie szans powstania mogłoby wpłynąć dołączenie się do konfliktu któregoś z sąsiednich państw zachęconych chwilowymi porażkami Rosji. Na państwa zaborcze nie było co liczyć (Austria choć nie mieszała się do wojny, wilkiem spoglądała na poczynania Rosjan oraz Prusaków i przygotowywała się do kolejnego rozbioru Rzeczypospolitej). Turcja, ostatni wróg Rosji, była zbyt wyczerpana i osłabiona, by walczyć. Tutaj po raz kolejny wychodzi na jaw odwieczna klątwa ciążąca na Polsce – nigdy nie mieliśmy geopolitycznego sprzymierzeńca, na którego moglibyśmy zawsze liczyć. Daleko mniej możliwe były rewolucje chłopskie w Austrii, Rosji i Prusach. Gdyby jednak wieść o Uniwersale doszła do ich części, obce wojska mogłyby zostać na chwilę odciągnięte od terenów Rzeczpospolitej. O Francji nie ma sensu nawet wspominać. Panujący w niej terror Jakobinów nie rokował żadnych nadziei na wsparcie.

A gdyby naród był dojrzały – potencjalne zwycięstwo powstańców

Zarówno szlachta ustąpiła, jak i fortuna nie opuszczała Kościuszki? Czy udałoby się ziścić do końca hasło: „Wolność, Całość, Niepodległość”? Czy naród utrzymałby swój byt? Trudno jest wyrokować w tak mglistych sprawach, na które składa się ogrom czynników. Warto jednak poddać analizie ludzkie zachowanie w podobnych momentach. Zapewne zwycięzców napełniłaby duma i satysfakcja. Wojownicy Kościuszki, którzy „żywią i bronią” staliby się żyjącą legendą, która pobudzała wielu, choć nie wszystkich, do działania. Aby móc układać jakiekolwiek plany na przyszłość trzeba by dopilnować tego, aby w parze z tryumfami na polu bitwy, szły sukcesy w dziedzinie gospodarki i polityki. Żaden rozsądny polityk nie mógł by przecież pozwolić na zaprzepaszczenie takiego dzieła. Kościuszko (najbardziej prawdopodobny przywódca po zdetronizowanym Stanisławie Auguście), musiałby dołożyć wszelkich starań do tego, aby rozruszać przemysł (zbrojeniowy przede wszystkim), wzmocnić kraj oraz poszukać możliwych sojuszy. Szaleństwem byłoby bowiem niedocenienie potencjału i gniewu Rosji oraz Prus. Być może Austria weszłaby z nami w alians? Jednak jest to mało prawdopodobne. Występując przeciwko Prusom i Rosji mogłaby oczekiwać walki na trzy fronty (Francja, Turcja).

Szczerze mówiąc bylibyśmy zdani tylko na siebie. Jednakże, gdyby odwet nie przyszedł od razu, a my stawilibyśmy mu dzielnie opór, to zapewne niektóre wydarzenia w Europie potoczyłyby się znacznie szybciej. Rosjanie nie mogliby angażować się w wojnę austriacko-francuską, tym samym Napoleon szybciej doszedłby do władzy. Bieg późniejszych wypadków mógłby zupełnie inaczej zarysować dzieje Europy. Wszystkie te wydarzenia sprzyjałyby Polakom, którzy umacnialiby między sobą prawdziwą więź braterstwa krwi i wiary. Oczywiście, nie wszystko musiałoby układać się tak wspaniale i pomyślnie dla nas. Równie dobrze odwet za poskromienie „Trzeciego Rzymu” mógłby całkowicie i bezlitośnie zetrzec Rzeczpospolitą z wszelkich map. Przecież nikt nie spodziewałby się, że Moskwa nie wykorzysta ogromnych możliwości swego potencjału. Gdyby taki scenariusz miał miejsce, to nie trudno byłoby wydedukować jak wydarzenia potoczyłyby się dalej. Zapewne podobnie jak w rzeczywistości. Nastałaby era wojen napoleońskich, a później kongres wiedeński.

Podsumowanie – koniec walki i ostateczny rozbiór Polski

Bez zwątpienia ostanie się Rzeczypospolitej, nawet o kilkanaście lat dłużej, byłoby sukcesem, który miałby wpływ zarówno na Polaków, jak i dzieje Europy. Kolejne lata wojen, obrona własnej ziemi odegrałyby niezwykle pozytywną rolę w budowaniu świadomości narodowej wszystkich warstw społeczeństwa. Jasno określiłyby też cele narodu. W przyszłych powstaniach nie trzeba by ponownie zabiegać o to, co osiągnięto by podczas insurekcji kościuszkowskiej (jedność społeczeństwa). Z drugiej strony jednak wcale nie musiałoby dojść do III rozbioru Rzeczypospolitej. Pod osłoną Francji, Polacy mogliby stać się jednym z poważniejszych ogniw koalicji antymoskiewsko-prusko-austriackiej i całkiem dobrze sobie radzić. Patrząc przez pryzmat dnia dzisiejszego, tego rodzaju presumpcje mogą wydawać czystą abstrakcją. Jednak to co z nich wynika, jest odzwierciedleniem pragnień ówczesnych ludzi, co nie oznacza, że niemożliwych. Przecież programy polityczne są również częścią historii. Możliwe było też dojście jakobinów polskich do władzy. Polska stałaby się wtedy republiką. Jednak kategoryczny przywódca byłby niewątpliwie potrzebny, przynajmniej na jakiś czas.